Zatrudnią, ale na jakich warunkach?
Treść
Na terenie byłej Stoczni Gdynia została wczoraj położona stępka pod budowę specjalistycznego statku dla armatora z Niemiec, służącego do posadowienia na morzu siłowni wiatrowej. Statek buduje Crist SA, która zakupiła suchy dok i największą suwnicę na terenie stoczni. Spółka deklaruje gotowość do zatrudnienia byłych pracowników Stoczni Gdynia. Tyle że nie na umowę o pracę, a raczej w formie samozatrudnienia. Stępka to główny wzdłużny element konstrukcyjny szkieletu statku wodnego. Położenie jej oznacza zakończenie pierwszego etapu budowy statku i rozpoczęcie montażu kadłuba. Wczoraj taka operacja dotyczyła statku Heavy Lift Jack-Up Vessel dla armatora niemieckiego Beluga-Hochtief Offshore GmbH. Kontrakt na budowę specjalistycznego statku wart jest prawie 180 mln euro. Jednostka, będąca jedną z największych do tej pory zbudowanych w swojej klasie, przeznaczona jest do prac instalacyjnych przy budowie morskich farm wiatrowych oraz do wszelkiego rodzaju prac pomocniczych na rynku offshore (górnictwa morskiego). Statek ma być całkowicie autonomiczną jednostką pływającą, spełniającą wszystkie kryteria bezpieczeństwa, żeglugi i eksploatacji. Crist przekaże armatorowi statek wiosną 2011 roku. Jak informuje Andrzej Szwarc, dyrektor do spraw rozwoju spółki Crist, kilka tygodni temu firma wykupiła z majątku byłej Stoczni Gdynia najważniejsze urządzenia produkcyjne, w tym suchy dok umożliwiający realizację najbardziej skomplikowanych konstrukcji okrętowych. - To bardzo skomplikowana technologicznie budowa - tłumaczy Szwarc. Dodaje, że budowa jednostki rozłożona jest na kilka hal produkcyjnych. Spółka liczy na to, że dzięki dobremu i terminowemu wykonaniu zamówienia zdobędzie kontrakt na budowę kolejnych dwóch, trzech podobnych statków. Stocznia Crist nie obawia się zastoju w zleceniach i planuje regularnie wykorzystywać suwnicę oraz suchy dok w gdyńskim zakładzie. - Mamy zamiar realizować trzy razy więcej zamówień, niż robiła to Stocznia Gdynia. W tej chwili realizujemy już sześć kontraktów - dodaje dyrektor Szwarc. - To są dwa statki rybackie, ciężkie pontony do transportu siłowni morskich wiatrowych, hydrotechniczne śluzy rzeczne - mówi. Na ich wykonanie zawarto kontrakty z armatorami norweskimi, niemieckimi i francuskimi. - Mamy swoich stałych armatorów, dochodzą nowi. Perspektywy rysują się korzystnie, wydaje się, że branża okrętowa powoli wychodzi z dołka. Przez to, że Stocznia Gdynia dogorywała przez te ostatnie kilkanaście lat, armatorzy odchodzili - ocenia Szwarc. Warto też dodać, że stocznia Crist jest obecnie właścicielem nie tylko doku i suwnicy, lecz także przylegającej do tych obiektów hali służącej do prefabrykacji kadłubów. Firma zapłaciła za nią ponad 38 mln złotych. Posiadanie jednocześnie doku, suwnicy i hali oznacza spore ułatwienia w procesie technologicznym budowy statków. Przedsiębiorstwo deklaruje, że reaktywacja produkcji na terenie byłej Stoczni Gdynia wiąże się z utworzeniem nowych miejsc pracy. Spółka zatrudnia obecnie ok. 400 pracowników, przewiduje się, że w połowie przyszłego roku przy budowie statków pracować będzie około dwóch tysiący osób. Nabór ma być przeprowadzany wśród byłych pracowników stoczni w Gdyni i Gdańsku. - Pytanie tylko, na jakich warunkach zostaną do tej pracy przyjęci - zastanawia się Aleksander Kozicki, wiceprzewodniczący NSZZ "Solidarność" Stoczni Gdynia. Szwarc przyznaje, że część nowych pracowników będą stanowić osoby pozostające na tzw. samozatrudnieniu. Etaty zostaną przeznaczone tylko dla tych, którzy pracować będą na skomplikowanych, kosztownych urządzeniach technologicznych. W ocenie związkowców, ludzie i tak nie mają wyjścia. - Już teraz pytają, czy i u kogo można składać dokumenty. W tej chwili jest taka sytuacja, że jakikolwiek pracodawca jest oczekiwany, ponieważ zwolnieni pracownicy Stoczni Gdynia to często ludzie pozbawieni środków do życia - mówi Kozicki. Jego zdaniem, reaktywacja produkcji przez Crist na terenie byłej Stoczni Gdynia jest realna. - Spółka przejęła główny ciąg technologiczny gdyńskiej stoczni - tłumaczy Aleksander Kozicki. Anna Ambroziak
Nasz Dziennik 2010-11-16
Autor: jc