Przejdź do treści
Przejdź do stopki

"Zemsta nietoperza" w Lublinie

Treść

Ta skrząca muzycznym humorem i ujmująca rytmem walca operetka od swojej wiedeńskiej prapremiery w kwietniu 1874 roku nie schodzi z teatralnego afisza, będąc najpopularniejszą operetką Johanna Straussa. Polska wersja ma dodatkowy walor; od 1932 roku jest grana z dowcipnym librettem Juliana Tuwima, które mimo upływu lat nie traci ze swojej atrakcyjności. Polska publiczność pierwszy raz obejrzała "Zemstę" w Warszawie 6 września 1877 roku pod tytułem "Ładne kobietki" i od tego czasu zabawna i wyrafinowana historia intrygi w salonowych realiach Wiednia jest stale obecna na naszych scenach. Można powiedzieć, że wystawiają ją jednakowo często teatry operowe i operetkowe. Błaha intryga o pokojówkach udających damy, fikcyjnych węgierskich hrabinach i nieprawdziwych francuskich markizach jest tylko pretekstem do efektownych arii, pięknej muzyki ujmującej lekkością i śpiewnością kantyleny oraz muzycznym humorem. A jednak "Zemsta nietoperza" uchodzi za dzieło niezwykle wymagające, które jest w praktyce zarezerwowane dla bardzo dobrych scen z doskonałą orkiestrą i zespołem o wysokich kwalifikacjach. Dlatego też jest sprawdzianem profesjonalizmu każdego zespołu. Tym razem będzie sprawdzianem dla zespołów Teatru Muzycznego w Lublinie, który zapowiedział jej premierę na 19 kwietnia. Pod jej realizacją podpiszą się zgodnie: Tomasz Janczak, debiutujący jako reżyser, Małgorzata Słoniowska - scenografia i kostiumy, Henryk Rutkowski - choreografia. Kierownictwo muzyczne sprawuje Artur Wróbel. Kolejny raz ożyje na scenie opowieść o losach Gabriela von Einsensteina, który postanawia wieczór przed pójściem do więzienia spędzić na balu, a także jego żony Rozalindy i zakochanego w niej Alfreda, który na skutek splotu wydarzeń będzie uchodził za jej kochanka. Zarówno oni, jak i pokojówka Adela wplątani zostają w misterną intrygę zaplanowaną przez doktora Falke, który pragnie zemścić się na Einsensteinie za paskudny kawał, jaki mu przygotował po balu w poprzednim karnawale. To wszystko razem jest motorem napędowym rozgrywającej się akcji, która - jak to w operetkach - kończy się szczęśliwie, pozostawiając widza oczarowanego pięknymi melodiami Johanna Straussa, z których finezyjna uwertura, pełen temperamentu "Czardasz" Rozalindy, słynne kuplety Adeli i urokliwy bruderszaft śpiewany przez wszystkich uczestników balu w finale II aktu zawsze przyjmowane są żywiołowymi oklaskami. W podobny sposób przyjmowany jest również dozorca więzienny Frosh, który w "rękach" dobrego aktora staje się prawdziwą perełką każdej inscenizacji. Adam Czopek "Nasz Dziennik" 2008-04-15

Autor: wa