Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Złoża gazu jak stragan z pietruszką

Treść

Firmy poszukujące gazu łupkowego będą mogły eksploatować jego złoża bez konieczności występowania o przyznanie koncesji wydobywczej. Taką możliwość przewiduje przyjęta przez komisję nadzwyczajną rządowa nowelizacja Prawa geologicznego i górniczego - dowiedział się "Nasz Dziennik". Będzie jedna koncesja - poszukiwawcza, a po niej prawo do wydobycia będzie inwestorowi przysługiwać bez przetargu. To znaczy, że cenę za eksploatację gazu podyktują nam koncerny mające technologie i większość koncesji - ostrzegają eksperci.
- Dotąd koncesje były dwustopniowe - na poszukiwanie i na wydobycie. Otrzymanie tej pierwszej nie gwarantowało, że firma, która znalazła i udokumentowała złoża, otrzyma prawo do ich eksploatacji. O tym przesądzał przetarg - mówi Przemysław Wipler, były dyrektor Departamentu Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii w Ministerstwie Gospodarki za rządów PiS. - W nowej ustawie ma się to zmienić. Proces koncesyjny będzie jednoetapowy: kto otrzyma koncesję poszukiwawczą, ma w kieszeni prawo wydobywania - podkreśla.
- Oznacza to, że firma, która otrzyma koncesję na poszukiwania, de facto dyktować będzie warunki eksploatacji bez konieczności udziału w przetargu na koncesję wydobywczą - wyjaśnia prof. Jan Szyszko, minister środowiska w rządzie PiS. - Opłaty eksploatacyjne są minimalne. Ustawę przygotowano w czasach, gdy nikt nie myślał o gazie z łupków - dodaje.
We wszystkich cywilizowanych krajach przetarg na koncesję wydobywczą jest sposobem na uzyskanie od inwestora najlepszych dla danego państwa warunków eksploatowania jego bogactw naturalnych. Inwestor znalazł gaz, wie, ile go jest, orientuje się, jakie będą koszty wydobycia i na jakie zyski może liczyć; wtedy przychodzi pora, by podzielił się z właścicielem złóż, tj. państwem i jego obywatelami. W koncesji ustala się m.in. obowiązek eksploatacji (aby inwestor nie zamroził złóż), wysokość i zasady indeksacji opłat za licencję i eksploatowany surowiec, czasokres eksploatacji, obowiązki związane z ochroną środowiska i likwidacją szkód, wysokość podatku od kopalin - dla podkreślenia, że cały czas pozostają one własnością narodową. Tylko kraje postkolonialne, rządzone przez skorumpowanych kacyków, oddają swoje złoża za darmo.
- Regułą jest, że firma prowadząca badania otrzymuje zwrot kosztów oraz premię za odkrycie i udokumentowanie złóż, ale żeby z góry dawać jej prawo eksploatacji - to za wiele. Jeśli obiecuje się przed wbiciem wiertła - trzeba obiecywać bardzo dużo, a potem nie można już tego zmienić - mówi Wipler. - A tu nie chodzi o pietruszkę, ale o naprawdę "dużą forsę" - dodaje.
Jeśli urzędnicy oddadzą prawo do eksploatacji zbyt tanio - późniejsza zmiana warunków nie wchodzi w grę, ponieważ zagranicznych inwestorów chronią konwencje dwustronne o wzajemnej ochronie inwestycji (tzw. umowy BIT). Wymówienie koncesji, podniesienie opłat lub podatków czy jakiekolwiek pogorszenie warunków traktowane będzie, w myśl prawa międzynarodowego, jako "wywłaszczenie" i narazi budżet państwa na niewyobrażalne kwoty odszkodowań przed międzynarodowymi trybunałami arbitrażowymi BIT. Przypomnijmy kilkudziesięciomiliardowe odszkodowanie, jakiego - właśnie na podstawie umowy BIT - domagała się od Polski holenderska spółka Eureko za rzekome "wywłaszczenie" z inwestycji w PZU.
- Po 1989 r. Polska nie zbudowała efektywnego systemu nadzoru właścicielskiego nad zasobami naturalnymi - twierdzi Wipler. Przeniesienie nadzoru z Ministerstwa Skarbu Państwa do Ministerstwa Środowiska za czasów koalicji Unii Wolności - Akcji Wyborczej "Solidarność" wcale nie poprawiło sytuacji.
- Prawo geologiczne i górnicze w tym kształcie w ogóle nie zabezpiecza polskich interesów związanych z eksploatacją złóż. Można wręcz odnieść wrażenie, że państwo wycofuje się z kontrolowania narodowych zasobów, jakby nie istniały - podkreśla prof. Szyszko. Przypomina jednocześnie, że za rządów PiS przygotowany został projekt ustawy Prawo geologiczne i górnicze oraz ustawa o służbie geologicznej, swego rodzaju "geologicznej policji", ale rząd PO - PSL z nich zrezygnował.
Nowe Prawo geologiczne i górnicze wprowadza ułatwienia dla inwestorów - upraszcza procedury, znosi obowiązki, gwarantuje prawa, marginalnie zaś traktuje podstawowe prawo właściciela kopalin, Skarbu Państwa, do czerpania godziwych korzyści ze złóż. Wkrótce wystarczy podpis urzędnika, by na dziesiątki lat pozbawić państwo pożytków z własnych zasobów naturalnych. To kolejny świadomy krok do przekazania faktycznej własności kopalin w ręce inwestorów - pierwszy miał miejsce w początkach transformacji, gdy wbrew protestom świata nauki usunięto z Konstytucji pojęcie "ogólnonarodowej własności zasobów naturalnych". Wniosek o odrzucenie ustawy w pierwszym czytaniu przepadł w głosowaniu w Sejmie.
Zmiana gazowej mapy
Zasoby gazu łupkowego w naszym kraju szacowane są na co najmniej 1,4 bln m sześc., a nawet do 3 bln m sześciennych. Ile go rzeczywiście kryją ilaste skały - dowiemy się, gdy koncesjonariusze zakończą badania.
Resort środowiska wydał już ok. 60 koncesji na poszukiwania gazu łupkowego. Na "pola gazowe" ciągnące się od Pomorza ku Podkarpaciu i w okolicy Wrocławia ruszyły amerykańskie koncerny, wśród nich potentat na amerykańskim rynku shale gas - Exxon Mobil, który kilka lat temu nabył za grube miliardy dolarów firmę mającą licencję na technologię pozyskiwania gazu z łupków. - Dzięki tej innowacyjnej metodzie gaz łupkowy pokrywa dziś 30 proc. zapotrzebowania amerykańskiego rynku, a terminale LNG (gazu skroplonego) na wschodnim wybrzeżu stoją puste - zauważa Przemysław Wipler. Po co transportować gaz tysiące mil, gdy można go mieć na miejscu?
Stany Zjednoczone z importera gazu stały się krajem samowystarczalnym, a w perspektywie chcą zostać eksporterem. Eksperci szacują, że wkrótce gaz ze źródeł niekonwencjonalnych zaspokoi 60 proc. zapotrzebowania tamtejszego rynku. Amerykański shale gas zachwiał rynkiem energii i planami największych potentatów gazowych, przede wszystkim Gazpromu. Przedstawiciele rosyjskiej spółki przyznają, że wzrost wydobycia gazu z niekonwencjonalnych złóż w USA zagraża jego strategicznym projektom zagospodarowania złoża Sztokman na Morzu Barentsa, które miało dostarczać gaz na rynek amerykański i kanadyjski. Z kolei uruchomienie polskich złóż grozi tym, że nierentowna może się okazać także budowa Gazociągu Północnego na dnie Bałtyku. Gaz rosyjski będzie po prostu za drogi. Już obecnie gaz rosyjski z kontraktów długoterminowych przegrywa z oferowanym na światowych rynkach. Z rocznego raportu Gazpromu wynika, że w ubiegłym roku eksport rosyjskiego gazu zmniejszył się o 11,4 proc., a wpływy z eksportu spadły o ponad 20 mld USD.
Kto na tym zarobi?
Koncesje na poszukiwanie gazu łupkowego w Polsce zgarnęły głównie firmy amerykańskie. Prócz Exxon Mobil na pola ruszyli tacy giganci, jak Chevton, ConocoPhillips, Maraton Oil Corp. Są wśród koncesjonariuszy także mniejsze firmy zagraniczne - Aurelian, BNK Petroleum, San Carlo, LNG Energy, 3 Legs, które wchodzą w kooperację z pierwszą czwórką. O współpracy z Amerykanami myśli też nasze PGNiG, który posiada 11 koncesji poszukiwawczych (nie tych najlepszych, bo zaspało), i rozważa wystąpienie o dalsze. O siedem koncesji wystąpił też PKN Orlen. Jeśli wszystko pójdzie dobrze - wydobycie gazu łupkowego rozpocznie się od 2020 roku.
Z analizy opublikowanej przez "The Economist" wynika, że rząd polski przyznaje licencje po stawkach wielokrotnie niższych niż na świecie. W rezultacie otrzymamy tytułem opłaty licencyjnej najwyżej 1 procent wartości przychodów z wydobycia gazu, podczas gdy w USA stawka ta wynosi 20 procent.
Małgorzata Goss
Nasz Dziennik 2010-05-26

Autor: jc