Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Zrzutka na Bielawnego

Treść

Piotr Czartoryski-Sziler



Prokuratura postawiła wiceszefowi BOR dwa zarzuty: niedopełnienia obowiązków przy zabezpieczeniu wizyty premiera i prezydenta w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 r. i poświadczenia nieprawdy w służbowych dokumentach. - Nie powstał u nas żaden fundusz. Faktycznie pojawiła się taka inicjatywa, żeby kto chce, mógł złożyć się na adwokata dla pana generała Bielawnego. Jest to prawda, natomiast nie ma to żadnego formalnego umocowania prawnego. To oddolna inicjatywa, odruch serca funkcjonariuszy. Nawet nie wiem, kto się składa i w jakiej kwocie. Nie wiem, od kogo to fizycznie wyszło, musiałbym to sprawdzić - relacjonuje mjr Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik BOR. - Jeżeli to jest wolna inicjatywa funkcjonariuszy Biura, to pytanie: kto z nią wyszedł? Czy sami funkcjonariusze, czy kierownictwo tej formacji? Z informacji, które posiadam, wynika, że wielu funkcjonariuszy niższego szczebla jest oburzonych tą zbiórką, gdyż zarabiają niewielkie pieniądze, niejednokrotnie z trudem wiążą koniec z końcem. A jeśli się nie złożą na pana Bielawnego, są postrzegani jako ci, którzy nie stoją po stronie obecnego kierownictwa czy obecnych jego działań - mówi płk Andrzej Pawlikowski, szef BOR w latach 2006-2007.
- To nie w porządku, jeśli zmusza się funkcjonariuszy do składki, stając bezpośrednio przed nimi z puszką i mówiąc, by wrzucili po 50 złotych. Niby te osoby, które te pieniądze zbierają, mówią, że to na fundusz na rzecz pokrzywdzonych funkcjonariuszy BOR. Jednak zaraz dodają, że chodzi o generała Bielawnego - zaznacza Pawlikowski. - Presja, chociażby psychiczna, w sytuacji rzekomo dobrowolnej zbiórki jest rzeczą niedopuszczalną i tym wręcz powinny zająć się odpowiednie instytucje, sprawdzić, czy nie ma tu rodzaju jakiegoś mobbingu, zmuszania innego pracownika, żeby zachował się tak samo - twierdzi mec. Bartosz Kownacki. Według prawnika, sama sprawa zbiórki jest bardzo zastanawiająca, ponieważ - jak zaznacza - generał Bielawny bardzo zaszkodził swojej formacji. - Ja rozumiem, że jest to jakiś rodzaj solidarności zawodowej, ale pan generał Bielawny bardzo zaszkodził swojej instytucji, niedobrze jest, gdy ludzie jednoczą się w geście solidarności wobec takich osób. Mam nadzieję, że funkcjonariusze będę mieli odwagę zachować się tak, jak im sumienie podpowiada, a nie jak im koledzy każą - dodaje. Prawnik wskazuje, że oznak podobnej solidarności, np. ze strony dowódcy Sił Powietrznych, nie było chociażby w przypadku gen. Andrzeja Błasika. - Nie mówię o wszystkich, bo duża część żołnierzy solidaryzowała się z nim i jego rodziną, ale o tych przełożonych czy współpracownikach generała Błasika, którzy nie potrafili bronić jego honoru w sytuacji, gdy był tak strasznie atakowany, a przecież sam nie mógł się już bronić. Nie mówię tu oczywiście o sferze finansowej, ale kwestii pewnego zachowania, chociażby obecnego dowódcy Sił Powietrznych - kwituje Kownacki.

Fundusz? Dobry pomysł
Sam pomysł powołania w Biurze Ochrony Rządu Funduszu na rzecz poszkodowanych funkcjonariuszy BOR bardzo podoba się płk. Andrzejowi Pawlikowskiemu. Jak mówi w rozmowie z "Naszym Dziennikiem", sam, gdy był szefem BOR, myślał o powołaniu podobnego, lecz nie zdążył, bo za krótko piastował swoje stanowisko. - Znam wielu funkcjonariuszy BOR, którzy by móc bronić się w sądzie, musieli brać pożyczki w banku, żeby opłacić adwokata. Nie mam nic przeciwko temu, by takim osobom pomagać. Powołanie podobnego funduszu to bardzo dobry pomysł, on od dawna powinien funkcjonować w Biurze, oczywiście w ramach obowiązującego prawa. Nie ukrywam, że gdy sam byłem szefem BOR, chciałem powołać taki fundusz, mieliśmy taki zamiar, ale nie zdążyliśmy - mówi były szef BOR. Jak zaznacza, taki fundusz musi mieć jednak umocowanie prawne, pozwolenie na publiczną zbiórkę pieniędzy, a pieniądze powinny wpływać anonimowo. Każdy, kto chciałby pewną kwotą zasilić ten fundusz - tłumaczy Pawlikowski - mógłby to zrobić dobrowolnie, bez żadnych nacisków i nikt by o tym w Biurze nie wiedział. Gdyby zaś nie chciał wpłacać, po prostu by tego nie robił. - Jeżeli chodzi o zbiórkę, która jest w tej chwili realizowana w BOR pod kątem zbierania funduszy dla generała Bielawnego, to mi osobiście wydaje się to niesmaczne. Bo jednak pan generał ma pewien poziom zarobków i nie sądzę, by go nie było stać na adwokata. W mojej ocenie, taka zbiórka nie powinna mieć miejsca, to nieetyczne, zwłaszcza w stosunku do funkcjonariuszy, którzy naprawdę niewiele zarabiają, a mają na utrzymaniu rodzinę. Za moich czasów w BOR nigdy takich zbiórek na przełożonych nie było, ta jest pierwsza - podkreśla płk Andrzej Pawlikowski.

Nasz Dziennik Środa, 15 lutego 2012, Nr 38 (4273)

Autor: au